niedziela, czerwca 30, 2013

Mrówki atakują!

Wczoraj, jako, że po deszczu było, udałam się w ogród. Wiadomo, ze wtedy ładnie chwasty wychodzą.
Cóż, nie bardzo mi sie to udało. Żeby wyciągnąć jakikolwiek chwast , trzeba przystanąć przecież.
Ogrodowe, kochane kolonie mrówek bardzo starają się uprzykrzyć mi życie. Atakują gdy tylko widzą moje nogi w pobliżu. Bardzo idiotycznie wygląda moje pielenie. Gdyby ktoś patrzył z boku, pomyślałby, że baba ma nierówno pod sufitem.
Podryguję, pokrzykuję, wyginam się , i przebieram szybko nogami, nie powiem już jak brzydkimi słowami bluzgam. Masakra jakaś. Wysypywałam kilka razy proszek na mrówki, zalewałam wrzątkiem, octem, sypałam cynamonem, mąką, proszkiem do pieczenia... już nie zliczę co jeszcze.
Na chwilę znikały, żeby po kilku dniach pojawić się kawałek dalej, z nowym kopcem i energią.
Chyba na mnie czatują, mam wrażenie, że robią mi na złość. Jeszcze trochę i zacznę je podejrzewać o to, że zastawiają na mnie pułapki i tylko czekają kiedy do nich wyjdę  . Wydaje mi się nawet, że widziałam ironiczne, złośliwe uśmiechy na ich buźkach :)
Mają zwiadowcę, który czatuje i daje znać gdy tylko na taras wyjdę. Za moment grupują się w oddziały o czekają - Uwaga! Białe nogi  tuż tuż. !
Nie mam siły, nie wiem co robić, podobno jeszcze woda z solą mi została, niby tak też można, przyszła synowa  mówi, że jej dziadek tak robi.
Tyle, że mi trawę wyżre. hmm... Naprawdę nie mam pomysłu, jakim sposobem je przegonić z mojego ogródka.
Wszystkie zwierzęta trzeba kochać ale jakoś mrówek nie potrafię. Zjadliwe toto, złośliwe i wszędobylskie :)
Ma ktoś jeszcze jakiś pomysł jak się ich pozbyć?

No dobrze, koniec o mrówach, jeszcze trochę i przyśnią mi się a tego nie zdzierżę.

Rożyczki pięknie rozkwitły :)

Czytaj dalej »

piątek, czerwca 28, 2013

Z pamiętnika - śniadanie do łóżka

Dawno temu... gdy byłam młodziutka, wokół mnie słychać było bez przerwy tuptanie małych nóżek. :)
Ja, młoda mama. Ja młoda żona. Młoda gospodyni na jednym pokoju, kuchni i łazience.
Tak sobie z nostalgią wspominam tamte czasy... Bardzo piękne czasy.
Dzisiaj , z perspektywy  dopiero widzę ile błędów robiłam, nieudanych obiadków... Dziwnych wizji wychowywania dzieci.
Jak to się kiedyś mówiło - Dziecko musi się wybrudzić, utaplać w błocie i piachu... wtedy jest szczęśliwe.
Nie broniłam takich zabaw , chociaż czasami podczas wieczornej kąpieli , piach nie chciał spływać z wodą , tyle go było. Moje kochane szkraby były cudowne.Wiem  wiem, każda matka tak mówi o swoich dzieciach :)

Dwoje rozrabiaków, kochanych, wspaniałych i czasami męczących. Z takimi pomysłami, że mnie, dorosłej osobie nie przyszłyby do głowy.
Figlarze, czasami wesołe z hultajskim błyskiem w oku, czasami smutne , gdy w tym wieku, jakis problem ich przerastał.
Wtedy do mamy albo do taty po radę i uspokojenie przychodziły.
Gdy chodziły do przedszkola, wydawało się im, że są najmądrzejsze, prawie dorosłe, i tak musiałam ich traktować. Poważne rozmowy ale i czytanie bajek. Filozofowanie ale i wygłupy w międzyczasie.
Czasami kary, które chyba mnie było trudniej znieść. Czasami też nagrody.
Nie zawsze udawało mi się kupić to co chciały, bo inne dzieci mają... a oni nie.
Wspólne wyjazdy, chodzenie na lody, wycieczki, wypady nad wodę.....
Mam to przed oczami, jakby niedawno, jakby przed chwilą,... Gdzie ten czas tak szybko umknął.
Nagle jestem panią w średnim wieku a dzieci już mają własne życie.
Pamiętam jak na dzień matki zrobiły mi niespodziankę. Śniadanie do łóżka.:)
Syn chodził już do pierwszej klasy, córka jeszcze w przedszkolu.
Szarpią mnie z samego rana , cmokają i pełni dumy podsuwają wielki talerz z kanapkami. Już nie pamiętam - 6 albo 8 kanapek, przedziwnie posmarowanych, utytłanych nierówno masełkiem, obładowanych kiełbasą, serem i o ile pamiętam pasztetem.
Na wpół śpiąca, nie zajarzyłam o co chodzi. Mam jeść śniadanie? Teraz?
No tak - dzien matki :)
Mąż też się przebudził. Patrzy co się dzieje..
Takiej ilości kanapek chyba przez 2 dni nie zjem.
Syn mówi - mamusiu, na dzień matki masz niespodziankę.- A tacy dumni byli, radość w oczach, napięcie, czy będę chciała jeść. Bałam się myśleć jak w kuchni wygląda :)
No nic, choćbym miała pęknąć, zjem wszystko !
Podziękowałam, zachwyciłam się bardzo taką niespodzianką, jacy są kochani, ze dla mamy śniadanie robią   i zaczęłam jeść.  Dzieci przysiadły na łóżku i nie miały zamiaru się ruszyć.
Jeszcze synek dodal, że muszę wszystko zjeść sama. Masakra.
Czekałam żeby na chwilę wyszły, dałabym mężowi, niech pomoże wchłonąć te kanapki. Nic z tego. Po chwili pufałam, już nie mogłam..
Mówię do dzieci, że tata biedny tak patrzy, wypada się podzielić, nic nie dostał a pewnie głodny.
Dzieciaczki łaskawie wyraziły zgodę. Co za ulga :)

Ociężale ległam na poduchy...
 Teraz najlepiej byłoby dalej w drzemkę, dzieci jednak miały inne zdanie.
- Mamuś, jak już zjadłaś to zrób nam teraz kakałko i śniadanie !

Zrezygnowana zamknęłam oczy. 6 rano...
Nakarmili mnie, pora nakarmić latorośle...




Czytaj dalej »

czwartek, czerwca 27, 2013

Konkurs- zapraszamy do głosowania :)

                                                                       Klik


Witajcie kochani :)
Od dzisiaj można już głosować na blog miesiąca.  Nie wiem kto nominował naszego bloga ale to była naprawdę miła niespodzianka. :)
Zatem jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam do głosowania..
Podejrzewam, że nie ma szansy na pierwsze miejsce, bądźmy realistami :),  ale sam fakt, że jesteśmy na liście bardzo cieszy.
Myślę, że kilka blogów , bo już obskoczyłam , załączę do mojej listy czytelniczej.
Na liście znajduje się też nasza miła koleżanka , która  wspaniale gotuje - powodzenia Małgorzatko :)


No i co by tu jeszcze...  cóż, reszta należy już do Was drodzy czytelnicy :)




Czytaj dalej »

środa, czerwca 26, 2013

Z pamiętnika. - wyjazd za chlebem...

8 grudnia 2012 ostatni wyjazd
Hans niedawno natchnął mnie myślą, żeby spisać to co tutaj przeżyłam doświadczyłam.
Dwa dni temu byłam u nich z krótką wizytą. Winko i wesoła rozmowa. Tylko godzinę, dziadek w sumie spał i tak jakby był to czas dla mnie ale nie podobało mu się, że chodzę do sąsiadów. Był normalnie zazdrosny o to, że lubię jeszcze kogoś. A ja tylko potrzebowałam od czasu do czasu zobaczyć uśmiechniętych ludzi, ludzi pozytywnie nastawionych do życia. Porozmawiać.
Potem wieczorem było mi raźniej, nie czułam się taka samotna, wyciszona. Rozpierała mnie energia.
W ciągu tych 2,5 miesięcy, które tutaj byłam, odwiedzałam ich zaledwie ze 3-4 razy. Tak żeby dziadka nie drażnić. Szkoda.
Cieszę się jednak, że byli, że w razie czego, mogłam do nich skoczyć po pomoc, poradzić się czy cokolwiek innego.

……
Dzisiaj rano pomogłam dziadkowi umieścić się w łóżku, już po śniadaniu. Zawsze wtedy spał prawie do obiadu.
Poszłam do swojego pokoju po ręcznik, szczoteczkę do zębów. Gdy słodko zasypiał ja ruszałam w kierunku łazienki, żeby się umyć, potem trochę wymalować. Teraz nawet całkiem spory makijaż bo po nieprzespanych nocach wyglądałam jak zombi.
Słyszę, że dziadek gwiżdże. Często jak czegoś chciał to świstał bo gwizdanie nie bardzo mu wychodziło.
Lecę do niego, co tam znowu. Dziadek mówi, że to tylko próba, ze ćwiczy gwizdanie . Roześmiałam się bo komicznie to wyglądało.
No dobra, w końcu do łazienki podążam.
Podczas mycia głowy, dziadek znowu woła.
Lecę z cieknącymi włosami i tłumaczę , że za chwilę bo muszę do końca spłukać szampon.
Ok. dało radę.
Okazało się, że w stopy zimno, chciał jeszcze jedne skarpetki.
Teraz śpi sobie a ja siedzę w kuchni i pilnuję pyrkoczącego obiadku.
Łazienki już mam sprzątnięte, zostało mi tylko po południu zmyć podłogi i odkurzyć.
Wysypałam też sól na chodnik pod oknem.
Lubię poranki. Dzisiaj akurat sobota. Ale każdego dnia, gdy dziadek po śniadaniu idzie na drzemkę.
Po umyciu się i sprzątnięciu łazienek, robię sobie drugą kawę i nastawiam obiadek. Taki fajny , spokojny czas. Kuchnia jest bardzo przytulna. Swojska, taka klimatyczna. Miło w niej siedzieć. Szkoda tylko, że żywopłot taki wysoki, zasłania sporo tego co dzieje się na ulicy. Siedzę, sączę kawę i doglądam obiadku.
Przy okazji obserwuję ludzi przez okno. Brakuje mi ludzi wkoło siebie. Cisza taka w domu, tylko chrapanie dziadka. Bez rozmów, bez polskiej telewizji, czasami puszczam sobie muzyczkę w laptopie, lepiej się sprząta wtedy a i czas przyjemniejszy.
Gdy mi zbyt cicho , śpiewam razem z laptopem. Gdy mam większego doła to wydzieram się wręcz, żeby zagłuszyć smutek.
Dziadek nie dosłyszy, tak więc moje pienia przechodzą spokojnie bez uszczerbku dla jego uszu.
…………………
Jakoś tak od 2 dni dosyć wyspana jestem. Co prawda tylko po 5-6 godzin ale lepsze to niż 2-3.
Od jakiś trzech tygodni, dziadek rumcuje i woła po nocach. Woła o pomoc , woła żeby coś tam powiedzieć, albo też, że dlaczego jeszcze nie ma obiadu.
Nie zawsze ale  co jakiś czas, w środku nocy pokazuje mu się babcia. Nie zawsze jest sama, często towarzyszą jej dwie osoby. Albo, ze po schodach chodzi jakiś człowiek z wysoką , szpiczastą czapką. Biegnę na dół , rozczochrana z błędnym wzrokiem, wyrwana z głębokiego snu. Krzyk dziadka jest bardzo donośny.
Patrzę na niego a on mówi, ze jak przechodziłam przez drzwi to te osoby rozstąpiły się i uciekły na boki. Tak to opisuję jak zrozumiałam, nie wszystko potrafię wyczaić co mówi. Czasami do nich woła – Hej! Wyciąga rękę. Skóra mi cierpnie jak to słyszę.
Przeżegnałam się szybko a dziadek na to
-tak tak – i też się przeżegnał.
Później zaczęło mnie dobijać to wołanie o jedzenie.  Obudził się o północy i krzyczy, że obiadu mu nie dałam. Albo też o piątej, czy szóstej rano, kolacja jest mu potrzebna.
Najgorsze jest to, ze tak wyrwana nagle ze snu, nie potrafię zasnąć szybko na powrót. Minie godzina gdy zaczynam wpadać w sen a tu już nowe wołanie o pomoc albo , ze stopa boli, albo potrzebuje nagle sprawdzić czy wszystkie dokumenty i pieniądze są na miejscu, czy nic nie zginęło.
Oczy mnie szczypią, chodzę jak pijana w ciągu dnia. Zdarza mi się zdrzemnąć na ladzie w kuchni, nie mówiąc już o tym, że trzeba troszkę sprzątnąć i ogarnąć mieszkanie.
Pod koniec drugiego tygodnia byłam nie do życia. Miałam siły tylko na to żeby ugotować i postawić jedzenie dziadkowi.
Zadzwoniłam do syna, żeby tabletki nasenne załatwił dla dziadka. Niestety okazało się, że syn chory.
Postanowiłam, że pójdę sama do lekarza następnego dnia i choćbym miała dukać jak analfabeta, tabletki zdobędę.
Następnego dnia , do południa wpadła sąsiadka z tabletkami. Syn zadzwonił i poprosił o pomoc.
Jak dobrze. wyściskałam ją i wycmokałam. Bardzo fajna kobietka, życzliwa taka, zresztą mąż również. Cieszyłam się , może uda mi się teraz wyspać.
Sąsiadka mówiła, że przez tydzień obserwować a potem w razie potrzeby ona pójdzie do lekarza po silniejsze tabletki.
Pierwsza noc super. Dziadek , a tym samym ja, przespaliśmy 6 godzin.
Jednak następne noce nie były już tak dobre. Bywało, że dziadek spał tylko 3 godziny.
Jeszcze do tego pytał się mnie czy jestem chora bo tyle w szlafroku chodzę.
- Chodzę w szlafroku bo jest noc przecież! Powinnam spać!
Machnął ręką, coś tam zamamrotał i zaczął użalać się nad swoją stopą, że boli. No to posmarowałam maścią przeciwbólową , która nic na to nie pomagała przecież, dziadkowi jednak wystarczał sam fakt, ze noga wysmarowana. Zaraz twierdził, że jest mu lepiej. Do czasu aż noga znowu spadła z podwyższenia i odleżyna na pięcie zaczęła boleć z powrotem .
Nad ranem przyszedł mi pomysł do głowy.Wzięłam dwie duże kartki i na jednej napisałam Noc a na drugiej Dzień.
Jak szedł spać wisiała kartka Noc, jak rano szłam robić śniadanie, przekręcałam drugą kartkę – Dzień.
Leżąc w łóżku, patrzy prosto na kartki. Przez jakiś czas było lepiej. Nie wołał w nocy o obiad, nie czekał ubrany na kolację o 5 rano. Było lepiej.
Mimo wszystko jeszcze coś tam się mieszało, były nocki gdy domagał się jedzenia. Czasami rano był zdziwiony, że je śniadanie, bo on myślał, że kolacja powinna być.
Byłam dosyć cierpliwa ale w swoim pokoju tłukłam pięścią w poduszkę i chciało mi się wrzeszczeć.
Czasami warczałam , przeklinałam gdy po raz enty musiałam wstawać z ciepłego wyrka i biec na dół, co też nowego dziadek wymyślił.

Minął tydzień. Poprawy w nocy nie było, tabletki widać za słabe.
Postanowiłam nie fatygować sąsiadki i sama poszłam po południu do lekarza. W recepcji , kalecząc język poprosiłam o 5 minutową rozmowę z lekarzem. Kobieta powiedziała, że już wszystkie terminy na dzisiaj zajęte. Nie ma mnie gdzie wcisnąć. Tłumaczę, że chodzi mi tylko o przepisanie silniejszych tabletek, że może się uda.
Kazała czekać, jak doktor znajdzie czas to mnie zawoła.
Usiadłam na krześle i zastanawiałam się jak długo przyjdzie mi czekać. Poczekalnia pełna ludzi a ja na dokładkę.
Lekarz jednak bardzo dobry człowiek. Życzliwa dusza, po wyjściu 2 osób, cicho wywołał nazwisko dziadka i mogłam wejść na rozmowę. Wiedział o co chodzi.
Dostałam receptę na silniejsze tabletki. Pytał się czy dziadek sam je bierze ale powiedziałam, że sama mu daję. Tabletek nasennych by nie wziął , tak więc pierwsze były na bolące stopy a te nowe będą na osłabione nogi.
Z takimi informacjami, dziadek spokojnie, po kolacji przyjmował tabletki nasenne.
Najgorsze było, że stopy pobolewały nadal a nogi osłabione jak były tak są. Musiałam tabletki chować i wydzielać bo nawet w dzień gdy noga rozbolała dziadek domagał się tych dobrych tabletek. Nie daj Boże wziąłby sam i czasami zasnął na amen.
Musiałam tłumaczyć, że lekarz kazał brać tylko na noc. W dzień nie wolno.
Ok. Dał spokój.
W każdym razie, noce były spokojniejsze. Nie domagał się jedzenia, duchów jak na razie też nie widać i wstawałam tylko wtedy gdy wołał o pomoc, żeby zajść do łazienki zrobić siusiu. Jakieś 2-3 razy. Dało się wytrzymać. Przesypiałam ok 6 godzin. Ale to dopiero druga noc, ciekawe jak dalej będzie to wszystko wyglądać.
…………….

Akurat teraz mam przerwę. Dwie godzinki po obiedzie odpoczynku. Czasami śpię w tym czasie ale nie zawsze.
Na dworze śnieg, słońce świeci, zastanawiam się czy nie ruszyć po południu zrobić kilka zdjęć do parku ale chyba innym razem, dzisiaj chce podłogi odkurzyć i zmyć. Potem szybko ciemno, nie ma sensu.
Jeszcze kilka dni i ustroję choineczkę. Może wtedy poczuję , że zbliżają się święta. Jak na razie nie czuję podniecenia świątecznego. Nie ma tych emocji i przeżywania, które każdego roku towarzyszą mi u nas, w Polsce. Najlepiej byłoby przespać ten czas.
Mąż dzwonił niedawno, też żalił się, że w święta będzie sam. Ze nawet choinki nie warto kupować,
-jak ciebie nie ma to święta do niczego.
Uff! Ciężko mi to słyszeć.
-Jest moja rodzina, jest twoja, są dzieci. Masz pełno ludzi w pobliżu, z którymi można spędzić czas.
Nic to nie dało, jest rozżalony.
Co ja mam mówić? Czy usłyszę polską mowę w święta? Jak tutaj będzie wyglądać wigilia, która w zasadzie jest u nas najbardziej celebrowana.? Czy będę miała z kim podzielić się opłatkiem?
Pytań bez liku a odpowiedzi jak na razie ma.
Już nigdy świąt bez rodziny!
Już więcej nie pojadę.
Jakoś tak życie mi przez palce przecieka. Czuję, ze coś mi umknęło. Coś przeoczyłam.
Nie chcę luksusów, nie chcę nie wiadomo czego, chce tylko godnie żyć. Nie zastanawiać się czy starczy na chleb, czy będzie za co opał  na zimę kupić, albo też w razie nagłej choroby , żeby starczyło na lekarstwa.
To nie jest normalne, ze trzeba rozdzielić się z rodziną by podreperować budżet.
Będzie dobrze, musi być. Jak to się mówi – Przyjdzie czas, będzie rada.


Czytaj dalej »

wtorek, czerwca 25, 2013

Park Narodowy"Bory Tucholskie"- dzień z przyrodą

Dzisiaj więcej fotek . Zieleń i woda. Zdjęć sporo a i do tego bardzo podobne jedno do drugiego. Na pierwszej fotce akurat dąb Bartuś.
Wyruszyliśmy o 9 rano. Pogoda w sam raz , nie za ciepło i nie za zimno. Cztery samochody , w każdym 5 osób, licząc małego , 3 letniego szkraba.

Czytaj dalej »

piątek, czerwca 21, 2013

Pomysł na "Dzień Ojca"- Piknik

Wczoraj wymyśliliśmy razem, jak nas wiele siedziało przy stole, siostry, brat, rodzicie i nasze dzieci...
W niedzielę z okazji dnia ojca jedziemy na piknik do lasu. Spędy rodzinne w taki upał, jedzenie, picie mogą być męczące a tak przy okazji będzie spacerek na świeżym powietrzu. Wylegiwanie się na kocach i podjadanie z tego co każdy ze soba przyniesie w koszyku.
Wszyscy byliśmy zgodni, że pomysł fajny. Teraz pozostaje zawiadomić resztę rodziny.
Ponoć ma być chłodniej i oby nie padało, co jest mozliwe . W końcu pech też chce mieć od czasu do czasu coś do zrobienia :)

Zastanawiam się jeszcze co mojemu tacie kupić, jakoś brak pomysłu. Kobiecie łatwiej dobrać prezent , z mężczyznami zawsze mam kłopot

Czytaj dalej »

czwartek, czerwca 20, 2013

Kruchośc kobiety

Wszystkim dziewczętom, paniom, kobietkom , dziękuję za wsparcie we wczorajszej notce. Jesteście kochane   :)
Nie chciałam pisać postu na ten temat bo to troszkę takie ... jakby narzekanie.
Tylko, że miałam problem - usunąć wszystko z naszej tablicy czy nie.?

Już wiem na czym stoję i chwała Wam za to.

Przy okazji poznałam kilka nowych blogów dzięki waszym wpisom. Jeszcze nie do końca obskoczyłam wszystkie , nie doczytałam ... Nadrobię niedługo. :)


Kobieta to krucha konstrukcja. Delikatna a zarazem silna. Tak się zastanawiałam czasami,  przecież wielkiego ciężaru nie udźwignie, mięśnie słabsze niż u mężczyzny ale za to jest siłą, która scala całą rodzinę. Niby bardziej chwiejna psychicznie ale gdy jest potrzeba to wytrzymuje więcej . A może jest to tylko stereotyp?
Mężczyźni również potrafią otoczyć opieką swoich bliskich. Dać bezpieczeństwo, jednak to nie to samo. Albo powiem, niby to samo ale w innym wymiarze.
Kobieta sprawia, że dom jest domem. W sumie mężczyzna tak samo ale...
No właśnie ale. Kiedy wchodzimy do mieszkania samotnego mężczyzny, bardzo często widać od razu, że brakuje tam kobiety.
A może najlepiej jest gdy kobieta i mężczyzna tworzą jedno i uzupełniają się?
Hmm... tak by było najlepiej ale wiadomo jak jest, nie zawsze trafiamy na tego jedynego, który potrafi się do nas dopasować.
No tak, jednak my kobietki też powinnyśmy iść na kompromis i załagodzić czasami kanty, żeby ten nasz wymarzony, jedyny, mógł się do nas dopasować.
Byle nas kochał,byle przywykł do naszych wad, byle dał troszkę wolności gdy potrzebujemy. Znaczy bez marudzenia puścił na spotkanie z innymi babkami na pogaduchy np. :)
A jeśli pozwolimy na jego wypad z kolegami na piwko to już mamy plus. Zawsze potem można powiedzieć, - ja nie protestowałam gdy chciałeś zostawić mnie samą w domu, teraz moja kolej.
Bo powiem jedno, trzymanie kurczowo drugiej osoby przy sobie prowadzi do nieszczęścia. Kisimy się  i zaczynami na siebie mruczeć. Musi być odskocznia od domu, gwaru , zamieszania i prac domowych. Niech każdy ma swój mały rewir, tylko dla siebie.
To jest zdrowe. I fajnie jest dać troszkę drugiej osobie sposobności do tego by zatęskniła, by mogła stwierdzić, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Tylko że dom to ludzie. Nie martwy budynek. nasz dom to nasza dusza, jest tam wszystko co kochamy, poczynając od ludzi, zwierząt i kwiatków na parapecie...
Kocham mój dom, kocham go mimo nie wykończonych schodów, złażącego tynku na ścianie, czy też kiwających się drzwi. Mam wszystko co warto mieć , po prostu ludzi , których kocham.
Za ileś tam lat pójdę w piach. To w ich pamięci pozostanę, i ważne by pamiętali mnie jako kochającą żonę, matkę, siostrę czy przyjaciółkę. ..
Nie marudzącą, sknero watą jędzę :)

Upał nadal dokucza ale i tak lepiej niż gdyby śnieg padał i zawiewalo po kątach.
A tak pięknie pachnie w ogrodzie. Owady brzęczą, mrówki nic sobie nie robią ze śmiertelnego ponoć dla nich proszku i dalej rumcują po zagonach. Wszystko pięknie rośnie, kwitnie i nawet sąsiad za płotem uśmiecha się sympatycznie.
Miłego dnia wszystkim życzę :)





Czytaj dalej »

środa, czerwca 19, 2013

Historia jednej fotografii - udostępniać czy nie.?

Jak prawie każdy blog, mamy fan-page na Facebooku. 
Polubiłam jakąś stronkę z reklamą bloga,  udostępniłam  fotkę, żeby dalej go rozreklamować, przez co ta automatycznie wskoczyła na naszą tablicę.  Zostałam oskarżona o kradzież zdjęcia.
Czy to ja jestem niekumata? Czy czegoś nie rozumiem? Byłam bardzo zdziwiona.
Przecież system na Facebooku tak właśnie działa. 
Fotka w każdym razie już usunięta. Blog skreślony z listy lubianych. 
Straszenie sądem i konsekwencjami już ominę, nie będę pisać :)

Chciałam dobrze, zawsze w ten sposób przecież   pomagam bloga reklamować  ale widać, że dobrymi checiami pieklo brukowane.

No nic, dobrze by było wiedzieć naprzód, jeśli ktoś nie życzy sobie by udostępniać jego fotki z odyłaczem do stronki. Będę teraz bardziej uważna. Normalnie klikałam na fotki blogów i udostępniałam  jak leci, z góry do dołu , oczywiście z tych, które czytam i uważam za ciekawe.
Tak więc udostępniać czy nie? Bo jeśli ktoś nie chce, wystarczy zaznaczyć w opcjach.
Chyba nadal nie rozumiem tej kobietki, która miała mi za złe. Hmm... nie bardzo wiem co mam o tym myśleć.

I teraz mam pytanie do osób, które mamy w ulubionych.
Klikać w Wasze fotki czy nie? Reklamować czy nie?Wolę wiedzieć odrobinę zawczasu, zanim znowu zostanę posądzona o kradzież :) 
zainteresowanych  proszę jeszcze o informację, na naszej tablicy widnieją jeszcze jakieś "polubione" fotki. Jeśli mam usunąć, dajcie proszę znać.

A słońce daje czadu, u Was też tak ciepło/








Czytaj dalej »

wtorek, czerwca 18, 2013

Oszczędnie i będzie sukienka :)

Wybrałam się z koleżanką na zakupy. To znaczy ona na zakupy a ja jako obserwator.
Córka oczywiście z nami. Nie chciałam wydawać kasy bo w zasadzie nic nie potrzebowałam ale była promocja, przecena ..
No i skusiłam się.
Czytaj dalej »

niedziela, czerwca 16, 2013

Bujany...piwonie

Dzisiaj znowu post kwiatowy :)
Nie wiem jak to się stało, że w moim ogrodzie przeważa kolor różowy. Nie było to moim zamiarem, chciałam mieć absolutnie wszystkie kolory kwiatów bo nie potrafię stwierdzić, które najbardziej mi sie podobają.
Bujany powolutku przekwitają. Zetnę potem truchła kwiatków i zostaną zielone krzaczki. Pierwszą bulwę - sadzonke dostałam od mamy. Dokładnie nie pamiętam ale kwiaty pojawiły się dopiero po 4 latach chyba. Tak długo czekałam, niecierpliwa byłam niesamowicie, listki, łodyżki pięknie się rozrosły a kwiatów nie ma. no jak to tak. I jak już straciłam nadzieję, pewnego razu wszystkie krzaczki zakwitły :)

Czytaj dalej »

piątek, czerwca 14, 2013

Wałęsanie po sklepach

Nic ciekawego się nie dzieje. Taki sobie zwykły , ciepły wieczór. Troszkę samotny bo tylko z córką jestem. Mąż zjedzie dopiero za tydzień.
Syn ze swoją dziewczyną na koncercie...

Czytaj dalej »

środa, czerwca 12, 2013

Botwinka i na poprawienie humoru- truskawki na gotowym spodzie...

Przyznam uczciwie, że robiłam tą zupkę pierwszy raz w życiu. Mąż za zupkami nie przepada ale jeszcze dzień poprzednio powiedział, że nie jest marudny i zjada wszystko. Taa... hmm..:)
Wzięłam spory kawałek żeberek bo bez mięsa zupa się nie liczy dla niektórych, marchewkę i pietruchę.

Czytaj dalej »

wtorek, czerwca 11, 2013

Relaks z niewielkim wysiłkiem

Dzisiaj już wtorek ale prędzej czasu nie było. W niedzielę udaliśmy się z prawie całą rodzinką nad wodę.
Uwielbiam wodę. Nie kąpaliśmy się jednak bo to za wcześnie ale jakoś wytrzymam te pół miesiąca.
Za to można było na rowerach popływać, na kajakach... Pogoda cudowna a nad wodą pięknie powiewało. No i dobrze bo inaczej upał byłby nie do zniesienia.

Czytaj dalej »

poniedziałek, czerwca 10, 2013

Placek truskawkowy

Na czasie aktualnie truskaweczki :) Placki szaleją w naszych kuchniach bo któż potrafi im się oprzeć.
I u mnie placek w domu ale strasznie szybko zniknął, pochłonięty przez rodzinkę. Udało mi się zrobić fotkę ostatniego kawałka.
Bardzo łatwy i szybki.
Czytaj dalej »

środa, czerwca 05, 2013

Decubal: Shower&Bath Oil - olejek do kąpieli i pod prysznic

Jakiś czas temu firma Decubal zaoferowała możliwość przetestowania ich kosmetyków dość sporej grupie chętnych. Przygotowano 1 000 zestawów  produktów pełnowartościowych i w pełnych opakowaniach (nie próbkach). Trzeba było wypełnić ankietę celem weryfikacji czy są to kosmetyki faktycznie dla naszej skóry. Ankietę wypełniłam i w niedługim czasie otrzymałam maila z informacją o zakwalifikowaniu się do testów. 



Kosmetyki przyszły po około miesiącu. Byłam zaskoczona, kiedy otworzyłam paczkę. Piękne, estetyczne opakowania i przede wszystkim w normalnej wielkości. Wiemy, że jest sporo firm oferujących możliwość przetestowania swoich produktów, ale wysyłają próbki. W takiej sytuacji trudno o rzetelną recenzję.

zdjęcie ze strony producenta KLIK
Czytaj dalej »

poniedziałek, czerwca 03, 2013

Aby w boczki nie sadziło- chłodnik z ogorka

Zrobiłam sobie dzisiaj dzień odpoczynku. Nie wiadomo skąd, przytrafiły się zakwasy. Do tego wszystkiego od jakiegoś czasu źle sypiam. Rano nie mogę się zwlec z łóżka a jak już się uda to bez co najmniej 2 kaw nie ma co ruszać na podbój świata :)
Obiad też dla siebie samej robiłam bo mąż już pojechał, podejrzewam, że na całe 2 tygodnie. A że coś w boczkach przybyło, obiad letni, lekki i całkiem smaczny. Bez mięska, bez ziemniaków. Tak jak lubię.

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Szysia , Blogger