poniedziałek, października 20, 2014

Paputki dla niemowlaka na szydełku


Jako przyszła babcia ćwiczę się w robieniu maleńkich Ubranek. Najpierw skarpetki, paputki, za jakiś czas chcę się przymierzyć do sweterka. 
Czytaj dalej »

piątek, października 17, 2014

Kiedyś byłam dzieckiem



Stara przedwojenna kamienica w centrum wioski, dwupiętrowa. Duże, bardzo duze podwórko, na końcu wielka stodoła. Za stodołą ogród. Na podwórzu stajnia, chlewik i kurnik. Po przeciwnej stronie szopy na węgiel i drzewo dla lokatorów. Stoi  też drewniana budka, ubikacja. I taki zapach dzieciństwa pamiętam. Świeże siano, zapach nagrzanej od słońca stodoły...W budynku na początku nie było wody ani łazienek. Wodę nosiło się z pompy na podwórzu a jak zamarzła zimą, to po drugiej stronie ulicy była tak zwana pompa wiejska.
Właściciel budynku był rzeźnikiem. Obok chlewu było pomieszczenie do ubijania świń czy krów.
Dla dzieci to podwórko było istnym rajem. Zawsze coś się działo. To koń biegał, to cielaczek wyszedł na obchód, albo też owce skubały trawkę pod stodołą. Tam , pod tą stodołą bawiliśmy się. Dzieci z kamienicy.  Straszyliśmy kury, robiliśmy domki w opustoszałych szopach, czy też na kocu słuchaliśmy małego radia, siedząc na słońcu i wymyślając głupie zabawy.
Mam dziesięć lat, młodsza siostra siedem latek, no i właśnie urodziła się trzecia nasza siostrunia. mały pulchny dzidziuś. Mieszkamy na ostatnim piętrze, na zaadoptowanym strychu. Dwa pokoiki i kuchnia. Jeden pokój dla dzieci, drugi z telewizorem  dla rodziców, no a kuchnia? W kuchni kręciło się życie. Zapachy unosiły się z tego miejsca niesamowite. Obiadki wymyślne bo jako dzieci niejadki, mama zawsze kombinowała coś, co chętnie zjemy. W kuchni rysowało się, odrabiało lekcje, czytało książki. Zawsze przy kuchennym stole. Czasami jak mamusia odrywała się od garnków, prasowania czy sprzątania, siadała z nami i rozmawiałyśmy.
U mamy nigdy ręce nie leżały bezczynnie, zawsze z robótką. Szyła nam ciuszki, sukienki, fartuszki albo na drutach spódniczki i sweterki. Nigdy nie nadążałam za modą, jaka panowała w szkole.Najczęściej nosiłyśmy to co mama własnymi rękami stworzyła, chociaż nie tlko. Teraz to doceniam ale przedtem było mi trochę żal, że koleżanki coś tam mają a ja nie.
Przy stole też toczyły się opowieści. Z naszej strony było to wszystko, co dla nas wazne. To co w szkole się działo, to , że koleżanka jakaś paskudna była albo też, że nauczyciel okropnie niesprawiedliwy. Wszystko co mielimy w głowach, szło do mamy.
Chyba dzisiaj to procentuje w naszych charakterach. Wiemy co jest najważniejsze, mam taką nadzieję :) Kazania, odpowiednie rozwiązanie spraw, pouczenia i  dyskusje prowadzące do rozwiązania naszych małych problemów, uczyło nas jaki powinien być człowiek.
Uczyliśmy się dzieki temu co jest dobre, co złe, że trzeba wybaczać i , że nie ma gorszych czy lepszych ludzi. O sprawiedliwości, o niegodziwości , złych zachowaniach....
Młodsza siostra czasami mnie drażniła. Mama mówi - możesz iść do koleżanki ale weź X ze sobą. Co zrobić, chciałam iść ale koleżanki niespecjalnie lubiły , gdy z taką małolatą przychodziłam.
Ze złości przyspieszałam kroku a X już zaczynała buczeć - powiem mamie, ze mi uciekasz!
Potem zaczynałam mądrzeć, oczywiście nie we wszystkim :) Siostra już mi nie przeszkadzała, dorastałyśmy, a do tego jak by mnie ktoś zaczepił to potrafiła wbić mu zęby w rękę w mojej obronie .
Byłyśmy starsze ale zaczynała dorastać trzecia siostra, którą  na zmianę woziłyśmy w wózku. Czasami trzeba było zrezygnować z pójścia do koleżanki :) Potem Mała trochę za nami znowu chodziła wszędzie. Przeszkadzała gdzie się dało . Nagrywałyśmy sobie piosenki czy kawały na magnetofon, to zaczynała sama głośno śpiewać, żeby ją było bardziej słychać niż nas :) Mała zadziora :)
Na trzeciej siostrze zaczynałam się uczyć, jak obchodzić się z dzieckiem. Jak przewijać, jak mleko zrobić..
Gdy przeprowadziliśmy się piętro niżej, do większego mieszkania, po kolei urodziła się 2 następnego rodzeństwa.
Trzecia siostra już większa ale my jeszcze więksi. Pomagałyśmy mamie jak umiałyśmy. Mimo wszystko, większość spacerów z nowym rodzeństwem spadła na trzecią siostrę.
Jako , że starsze juz, więcej nauki było w szkole , to i z dziećmi nie zawsze było można wyjść.
Najmłodsza była juz bardziej moja, ostatnia siostra i przy okazji moja chrześniaczka :) Skończyłam liceum i czeladnika robiłam gdy ostatnia drobinka się urodziła. Jako najstarsza, miałam szansę zobaczyć i nauczyć sie jak to jest mieć dziecko w domu. Nauczyłyśmy się kąpać niemowlęta, karmić, jak składać pieluszki, prasować , czy jakie piosenki śpiewać by szybko zasypiały.
Mimo wszystko, to co robiłyśmy, to kropla w morzu. Pralka "Frania"chodziła bardzo często :)Tata rano wstawał, szedł do sklepu po bułki i mleko. Jak byłyśmy w liceum bo prędzej chodziłyśmy same. Do liceum trzeba było autobusem ruszać w inne miasto i szybko wybywałyśmy z domu.
Potem do pracy szła mama. Ok, godzinę po niej, do pracy szedł tato. Dzieci do przedszkola, starsze do szkoły. A po południu nadganianie po obiedzie wszystkich czynności, które w domu trzeba zrobić. A gdy wieczorem kładliśmy się spać, mama do nocy  szyła dla  dzieci ubrania.
Tato też sporo pomagał. I jak tak wstecz patrzę, Zawsze byliśmy razem. Zawsze było można zwrócić się z problemem do rodziców, siostry czy brata.
Dzisiaj rodzice już na emeryturze. Dzisiaj czasami czuję się za nich odpowiedzialna, to znaczy czuwam. Czuję też więź z rodzeństwem, silną więź i też odpowiedzialność. Lubię wiedzieć co tam u nich się dzieje.. Trochę czuję się jak mama całej gromadki, powiedzmy, że razem z drugą siostrą bo najstarsze jesteśmy:).

Zebrało mi się dzisiaj na wspomnienia :)
Czwarta siostra akurat leży w szpitalu, lada chwila urodzi swoje pierwsze dziecko. Siedzę pod telefonem i czekam na wieści :))
No i trzymam kciuki by wszystko dobrze poszło :)

                                                                                                                      Dreszka





Czytaj dalej »

czwartek, października 16, 2014

Dzień za dniem

W wolnym czasie okolicę zwiedzam. Przeważnie w sobotę albo w niedzielę. Wsiadamy z mężem w samochód i jedziemy np. do Canpolu koło Człuchowa. Niezbyt wiele tego wolnego, wiadomo, ile by człowiek nie zrobił, zawsze zostaje coś jeszcze. Ale obiad postawiony na stole w restauracji, jeszcze raz tak fajnie smakuje. Przy gotowaniu, wąchasz , smakujesz, i w sumie potem jestem już najedzona samymi zapachami :) Nie jest tak zawsze, wiadomo ale fajnie tak od czasu do czasu uciec z domu i zdać się na impuls.
I kilka fotek z Canpolu jeszcze.




W następnym tygodniu remont w domu, malowanie mieszkania. Już najwyższa pora bo długo nie malowaliśmy. No i kafle w jednym miejscu trzeba położyć. Mąż nareszcie dostał urlop..
Będzie ładnie, w każdym razie ładniej :)
Do ortopedy już jestem zarejestrowana, dopiero w przyszłym roku na kwiecień ale będzie czas by psychicznie się przygotować do objeżdżania i stania w kolejkach do specjalistów i badań. Najgorzej, że jak już raz się zacznie , to potem skończyć nie można. Nie przepadam za takimi akcjami, no ale jak trzeba to trzeba. 

A teraz jeden z moich ulubionych kosmetyków. Zakupiony w ramach konkursu w naturica.pl

Mleczko do mycia twarzy. Bardzo polubiłam. W sumie pierwszy raz mam cokolwiek z BingoSpa.
Czuję, że częściej będę zerkać na te kosmetyki :)

Lubicie zupę z brukwi? Jesienią staram się zawsze zrobić, uwielbiam. Mąż jakby mniej niestety :)


Nasza Ruda kicia ostatnio tyje. Albo taka gruba się robi, albo będą maluchy niebawem :) nie wiem, nie znam się, jednak podejrzanie pulchna :)
Nie mam pojęcia, jak ona może spać w takiej pozycji. Jakby zastygła w trakcie biegania :)

Bywają chwile, gdy usiądę wieczorem  w fotelu. Dom szykuje się już do spania, Słyszę jak na piętrze dzieci łóżka robią, odgłosy muzyczki, telewizora. Odgłosy domu.
Mąż w trasie albo ze mną siedzi, jak uda mu się zjechać z trasy, i tak sobie  siedzimy, rozmawiamy, i popijamy naleweczkę albo swojskie winko, które ostatnio dostałyśmy od Gosi , z okazji wspólnego spotkania w Gorzowie.
Pięknie przystrojone i naprawdę smakuje :) Wspominam też chwile pobytu w tym mieście. Nie przepadam za wielkimi miastami bom leniwa , no i wszędzie daleko ale Gorzów jest bardzo ładny, to znaczy to co widziałam, wiadomo, że wszędzie nie udało się zajść w tak krótkim czasie :)


Szkoda, że człowiek jest ograniczony przestrzenią, czasem, czy brakiem pieniędzy, żeby można było pojechać wszędzie , gdzie mamy ochotę.
Ale z drugiej strony , cieszę się tymi rzadkimi wypadami poza moje podwórko bo bardziej je doceniam, no i wspomnienia pozostają w tym małym zakamarku duszy, gdzie chowamy wszystko , co dla nas ważne :) Podejrzewam, że gdym miała w zasięgu ręki wszystko czego pragnę, z czasem przestałoby mieć to dla mnie taki wymiar jak ma teraz. Zobojętniało, stałoby się najzwyklejszą rzeczą, która nie ma tego smaczku niezwykłości i podniecenia . Radości.

Na dworze dzisiaj szaro, buro i ponuro ale w tv akurat lecą "Różowe lata siedemdziesiąte" 
Troszkę się pośmieję podczas oglądania i nawet powspominam :) Matko kochana, kiedyś byłam młoda, no byłam :)) Aż trudno mi cofnąć się wstecz i zobaczyć siebie w tamtych czasach :) 
Chuda miotełka z długimi włosami , do tego ubrana dziwnie:) Ech, wspomnienia, piękne wspomnienia bo miałam wtedy jeszcze wszystko przed sobą. 
Cóż, mam nadzieję, że jeszcze trochę czasu mi zostało i za jakiś czas będę wspominać jak to fajnie było, mieć tylko 50 lat :)))

No nic, kończymy bo zacznę się rozpisywać. Chociaż może fajnie byłoby wrócić do tamtych lat i powspominać trochę. Pierwsze zauroczenia, miłości i marzenia :)



Ostatnia kiść winogron zjedzona. Nalewki nie dało w tym roku bo wszystko wszamaliśmy tak jak się dało, na surowo :)
Trzymajcie się ciepło, nie dajcie chorobom i cieszcie życiem :)
Milego dnia :)

                                                                                                                Dreszka

I z ostatniej chwili, mąż urlopu nie dostanie bo kierowcy się pozwalniali i brak, musi jechać i o urlopie może pomarzyć. Kurcze, malowania nie będzie,  ech.!





Czytaj dalej »

wtorek, października 14, 2014

Plastry do depilacji Velvetic Profi

Na początku września, z okazji  spotkania blogerek, otrzymałyśmy między innymi ten oto produkt. Plastry  z woskiem do depilacji Velvetic Profi .
Przyznam, że kiedyś, dawno temu próbowałam używać jakiś plastrów.  Firmy nie pamiętam , w każdym razie , doświadczenia mam traumatyczne. Przy zrywaniu włosków nad górną wargą, naderwałam skórę. bolało, długo się goiło i zniechęciło mnie to do szukania lepszego produktu.
Miałam nadzieje, że Velvetic Profi  nie zawiedzie. I tak też się stało. :)

Pudełeczko zawiera;
- 24 pojedynczych plastrów do twarzy
- 12 pojedynczych plastrów do bikini
- 12 pojedynczych plastrów do ciała
- 2 chusteczki pielęgnująco- oczyszczające

Z opakowania
Hypoalergiczna formuła wosku bez żywic, kompozycji zapachowych i pigmentów.
Nowe plastry usuwają niechciane włoski szybko, delikatnie i starannie.
Twoja skóra pozostanie aż do 8 tygodni gładka.
nowe włoski odrastają słabsze , cieńsze i dzięki temu, nie mają tendencji do wrastania.

Hypoalergiczny wosk do depilacji w plastrach, łagodny dla wrażliwej skóry.


Moja opinia
Trochę ze strachem zabierałam się do zabiegów :)  Bardzo fajne jest to, że nie trzeba rozgrzewać plastrów w dłoniach. Włoski wydzierałam delikatnie ale skutecznie. Pierwszy raz troszkę niezgrabnie, skosiłam końcówki brwi przez nieuwagę.  Niedawno, po około miesiącu, akcję powtórzyłam i szło mi o niebo lepiej. Włoski odrosły minimalnie, takie delikatne i mało widoczne ale jednak czułam je pod palcami. Zatem u mnie , nie udało się przeczekać 8 tygodni o gładkiej skórze. 
Możliwe, że zależy to  od tego, jaki kto ma włos, nie wiem. 
W każdym razie, miesiąc , jak dla mnie to bardzo dobry wynik.
Chusteczki w zestawie są świetne.  Zmywają resztki wosku i natłuszczają skórę. Do tego bardzo ładnie pachną. Nie miałam specjalnych zaczerwień , może trochę na twarzy ale szybko wszystko znikało i wracało do normy. Olejek, którym nasączone są chusteczki sprawia, że uczucie podrażnienia szybko mija. Po prostu koi skórę. 
Przyznam, że bardzo jestem zadowolona z tego zestawu. Pomimo zlikwidowania brwi przez moją nieudolność i brak wprawy, plastry przypadły mi do gustu. Jeszcze trochę i będę się nimi perfekcyjnie obsługiwać, niech no tylko więcej praktyki będzie :)

                                                                                                                 Dreszka







Czytaj dalej »

Naleśniki z ciasta piwnego - Październikowe wyzwanie "Piwne inspiracje "

Dzisiaj troszeczkę odmienny post niż zwykle.  Uczestniczę po raz pierwszy w wyzwaniu i przyznam, że niemały kłopot miałam, gdy przeczytałam temat.  Piwo czasami się wypije ale żeby jaką potrawę  zrobić, gdzie występuje jako składnik. No cóż, udało się znaleźć przepis w domu rodzinnym .
Naleśniki , gdzie ciasto jest na bazie piwa a nadzienie w sumie można samemu zrobić takie, jak się lubi. Z mięskiem, ze szpinakiem czy jakiekolwiek inne.

Czytaj dalej »

czwartek, października 09, 2014

Dywan z leśnych wrzosów

Nie będzie dzisiaj zbyt wiele pisania, po prostu kilka fotek z widokiem na wrzosy.  Zdjęcia może nie najpiękniejsze, większość telefonem robiona ale jak tu się nie podzielić takimi widokami :)
We wrześniu, udaliśmy się z rodziną do lasu, niby na grzyby. Grzybów jednak niezbyt wiele znaleźliśmy ale za to można było nacieszyć oczy pięknem przyrody.
Chodzenie po tak miękkim podłożu  to sama przyjemność. Gruby, miękki mech, poduchy uginając się pod butami, aż miało się wrażenie zapadania.




Mała przerwa, żeby łyknąć wody. Gdy już wyszliśmy z lasu, naszym oczom ukazała się polana z wrzosami, długi pas przeciwpożarowy zarośnięty kwiatami. Zal byo opuszczać to miejsce.

mały kwiatek , niby niepozorny . 


Było bardzo słonecznie, dlatego też kwiaty mają różne odcienie








Po takiej wycieczce, posiłek smakował jeszcze raz tak dobrze.  Nogi trochę bolały, upał dawał się we znaki ale warto było. 
Dobrze spędzona niedziela. W ruchu , na powietrzu i z pięknym widokiem.
Piękny nasz Kraj. Mam nadzieję, że gdy my już przeminiemy, przyroda zostanie w takim stanie i będzie  soczyście, dalej panoszyć się na Ziemi. Oby człowiek tego nie zniszczył. Niech następne pokolenia tez mają co podziwiać.

                                                                Dreszka














Czytaj dalej »

środa, października 01, 2014

Konkurs u Małgorzaty i co u mnie w trawie piszczy .

Jeśli lubicie gotować, pichcić dla  dzieci i męża, przygotujcie posiłek, który mogą zjeść poza domem.
Przepiękne pojemniki na drugie śniadanie, lunch, czekają na zwycięzców najsmaczniejszych dań :)
Kochani, macie ochotę na takie wspaniałe naczynia, spróbujcie swoich sił w konkursie .
                                                                    KONKURS

.....................................................................................................................................................

Dni zapełnione maksymalnie. Chwila z książką, wypad do lasu, wizyta gości - znajomi, rodzinka..
Moje wizyty u innych. Gotowanie, sprzątanie, karmienie zwierzyny domowej i zwykły codzienny rytm dnia.
Jak maszynka dobrze naoliwiona, jak śrubka, w której gwint się zepsuł i zatrzymać się nie chce. Kręci się w koło cały czas i nie ma zamiaru stanąć.
Ale jeszcze chodzę, trzymam się i nie usiądę na zbyt długo bo inaczej nie wstanę.
Tyle by było spraw do opisania i zamiast po kolei coś skrobnąć to szamoczę się przeważnie w jednym poście. Potem robi sie kogel mogel, i z każdej wieści jakieś oderwane zdanie :)
Aktualnie orzechy włoskie suszę. Drzewko obrodziło i teraz w płóciennych workach suszą się na kaloryferach.  Na grzybkach też kilka razy do lasu się wyrwaliśmy, już ususzone, czekają kiedy będzie można w sosu albo inną potrawę wrzucić i poczuć ten swoisty aromat.
Nalewki już prawie wszystkie rozlane do butelek. Jeszcze tylko dwie się klarują. Tak więc powoli dochodzę do takiego stanu, że będę mogła niedługo powiedzieć, koniec - Zima może przychodzić, jestem przygotowana.
O ile nie będzie remontu. Już miał być ale mężowi urlop przesunęli, tak więc możliwe, że jeszcze za jakiś czas czeka nas malowanie i kafelkowanie.
Już nie wiem sama. Co będzie to będzie, będę się martwić, jak nadejdzie ten czas. Teraz póki się da, jak chwilę znajduję, odpoczywam. Już nie te lata, kiedy można było być cały dzien na nogach.

Dokuczają mi ręce, ramiona i bark. Puchną, drętwieją i bolą. W połowie października zapiszę się do ortopedy, trzeba zrobić badanie na przewodnictwo czy jakoś tak. Ale terminy dopiero na drugi rok, tak więc poczekam sobie. Siostra już miała badania i teraz będzie miała zabieg. Cieśń nadgarstka o ile dobrze pamiętam. no zobaczymy. Hmm... Zeby do tego czasu już coś innego nie wskoczyło, np
U siostrzenicy zamówiłam sobie ekologiczną torbę na zakupy. Płócienna siatka, wyszywana filcem w piękne , kwiatowe wzory. Na folkowo :) Sporo przy tym pracy , już nie mogę się doczekać. 
Za chwilę ogień trzeba zrobić. Potem już chyba córcia od lekarza przyjedzie. mam nadzieję, że wszystko dobrze i maluszek zdrowo rośnie.
Po południu zumba z częścią rodzinki będzie. Cóż, zapowiada sie udany dzień. Trochę pracy, trochę przyjemności i trochę obowiązków. 
Kawka wypita. Zaraz obiadek, potem odsapnąć po obiedzie, potem zumbowanie, a jeszcze potem... Nie wiem co będzie jeszcze :)
I zobaczcie jeszcze, jak pięknie jest w lesie o tej porze roku :)

 Trzymajcie się ciepło :))

                                                            ~ Dreszka ~
Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Szysia , Blogger