środa, października 12, 2016

Monolog po obiedzie


Powoli wyciągam i przeglądam zeszłoroczne dekoracje. Jeszcze jesień ale tak mi szybko czas ucieka.


Jesień iskrzy kolorami, deszcz jednak nastraja troszkę ponuro. Niechaj więc chociaż serduszka nacieszą oczy.
U mnie nadal intensywne dni. Już się cieszyliśmy, że tato w domu, już pisałam, że nie mam dużych zmartwień, i nagle znowu kursujemy po szpitalu.
Małym promyczkiem jest dla mnie wnusio. Rozpędza złe myśli i sprawia, że wybuchamy śmiechem.
Nieduży człowiek a tyle potrafi zdziałać :)
Zapisałam się znowu na zumbę. W okresie letnim zbyt gorąco. Ćwiczenia w domu jakoś nam ostatnio nie wychodzą, nie umiemy się zmobilizować czy co, nie wiem.
W każdym razie, mimo swojego wieku, mogę skakać przez godzinę bez odpoczynku. I chociaż zamotam się czasami, mam satysfakcję, że daję radę.
W sumie lekarz zalecił mi ćwiczenia, tylko, że te co mi zalecił , są pioruńsko nudne. Pozwolił na zumbę. Jest dobrze, kręgosłup boli dużo mniej, stawy jakby bardziej giętkie.
Najdziwniejsze jest to, ze pocę się tylko na twarzy, głowie i karku. Choćbym miała najbardziej matowy podkład, nic to nie daje. Świecę się , jak jajo na Wielkanoc, z włosów pryska woda a kark się lepi. Reszta ciała sucha. Wolałabym pocić się np. przez kolana. Dlaczego akurat na twarzy?
Przez to nie biorę okularów. Przy skakaniu i mokrej twarzy, bez przerwy by zjeżdżały. A bez okularów znowu, mimo, że w pierwszym rzędzie stoję, muszę wytężać wzrok by widzieć ile palców pokazuje pani instruktor. Jeśli nie dojrzę , nie wiem ile kroków zrobić.
Kobietka pewnie się zastanawia - Co to babsko tak wżera się we mnie wzrokiem?
Taka godzina na odstresowanie, buzia sama sie śmieje.

W Rossmannie zakupiłam moją ulubioną szminkę, udało się trafić podczas promocji. Szczęście miałam bo tylko jedna, ostatnia była. A przyda sie bo niedługo na wesele idziemy.


Od kilku lat siedzę w czerwieni, chociaż podobno przy wąskich ustach nie powinno stosować sie mocnych kolorów. Tak kiedyś mówili. A może to nieprawda?
Nie widzę jednak powodu, rezygnować z czegoś, co lubię.

Co się nachodziłam za suknią na wesele to coś okropnego.
Nie dość, że niska, niezbyt długie nogi, to jeszcze brzuch i dupsko wystają zanadto.
Udało się dostać sukienkę w kształcie trapezu, tyle, że znowu czerwona. W tym kroju, tylko taki kolor.
Widać czerwień jest mi pisana :)
Podczas przymiarki okazało się , że przód jest krótszy od tyłu. Miałam dylemat, zbyt widoczne nogi.
Będąc w szpitalu, na kawce, przyglądałam się ludziom. Babki starsze ode mnie , i spódnice kuse. Nie przejmują sie. No to i ja nie będę się przejmować. A sukienka fajnie maskuje brzuszek i oponki.
Zresztą liczę na to, że parę kilogramów ubędzie po intensywnym skakaniu . może lepiej nie liczyć, nie wiem. Ale nadzieję trzeba mieć :)


Teraz, w tym czasie, nie ma dnia, żebym nie zarzuciła na ramiona. Niby spore dziury ale pięknie grzeje.

W miejsce zbitego wazonika, tymczasowo, słoik w ubranku.Potem wymyślę coś innego.


Ostatnio wspominaliśmy mój dres. Dawno temu, krótko po ślubie, miałam dres koloru beżowego.
Uwielbiałam go nosić po domu.
Po wielu praniach i po ciągłym noszeniu, zrobił się brzydki. Spłowiał i wypchnął się w każdym możliwym kierunku. Każdy mi mówił, żebym go wyrzuciła bo wyglądam w nim , jak wątrobianka, stara pasztetowa.
Nie umiałam się go pozbyć. Razu jednego, dres zniknął.
Mąż spalił.
Musiałam w nim wyglądać faktycznie koszmarnie :)

Za chwileczkę idę do siostry na urodziny. Oj lecą nam latka, lecą.
Zatem wszystkim miłego dnia. Mimo deszczu i zimna, dzień zawsze może być piękny.  No może nie zawsze, ale bardzo często .:)


Czytaj dalej »

piątek, października 07, 2016

Zupa z żółtej brukwi na gęsinie


Smaki dzieciństwa, chociaż nie przepadałam wtedy za majerankiem.

Błyskawiczny piątek dzisiaj. Ostatnio brak czasu, żeby regularnie uczestniczyć w akcji ale staram się, jak mogę :)

Do rzeczy zatem. Zupa brukwiowa, jedna z moich ulubionych. Staram się, żeby raz w roku, jesienią zawitała na stole.

Potrzebna będzie gans, jak to się u nas mówi. U mnie korpus z gęsi. Mogą być szyjki czy jakieś inne części. Jeśli w sklepie nie dostanę gęsiny, po prostu zupy nie gotuję. Gęęś nadaje charakterystyczny smak , zupka jest po prostu smaczna.

-Mięsko, czy co tam z gęsi posiadamy gotuję we wrzątku z odrobiną soli.
- W międzyczasie skrobię brukiew. (2 żółte mniejsze albo jedna wielka)
  W zasadzie brukiew powinna być krojona w kosteczkę ale ja przepuszczam przez maszynkę. Jest szybciej, no i wnusio chętniej zje gdy drobne warzywka.
Moja mama zawsze mówi, że dobrą gospodynię poznać po tym, jak ma warzywka w zupie pokrojone. Wpajała nam to od zawsze, że wszystko powinno być w drobne kosteczki.
Do dzisiaj tak robi , a ja, no cóż, chyba nie jestem dobrą gospodynią bo brukiew wygląda tak


Wrzucamy brukiew do gotującej się gęsi. Dodajemy marchewkę, włoszczyznę, i można ziemniaczki. Ja akurat nie mam bo nie przepadam za ziemniakami w zupie. Wyjątek stanowi zupa ziemniaczana.

I to już prawie wszystko.
Gotujemy do miękkości. Sypnęłam odrobinę suszonego majeranku, żeby zapachniało w kuchni.
Na koniec gotowania robię zasmażkę z łyżki masła. Nie trzeba ale tak po prostu lubię.
I zupełnie na koniec dodaję świeży majeranek. To znaczy mam w ogródku, był już jednak zamrożony, to wzięłam ten z zamrażalnika.


Przy okazji, mam już obiadek na jutro. Takie zupki, jak widać na zdjęciu.
Korpus z gęsi był taki duży, że nie zmieścił się w garnku. Podzieliłam na dwie części i ogólnie gotowały się na kuchence dwie zupki. Wszak wiadomo, że najlepiej smakuje na drugi dzień.

Nadmiar zupy wlewam w słoiczki i mrożę. Może tak nie powinno się robić ale , jak nie mam pomysłu, albo też dzień zabiegany, wyjmuję i obiad gotowy. Poza tym, nie potrafię się oduczyć gotowania wielkich ilości. Kiedyś były dzieci i było w sam raz. Teraz , zamiast pół garnka, dalej robię pełny.
Gotowanie na dwie osoby normalnie mi nie wychodzi.




Chętnych zapraszamy do grupy :)


Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Szysia , Blogger