Stara przedwojenna kamienica w centrum wioski, dwupiętrowa. Duże, bardzo duze podwórko, na końcu wielka stodoła. Za stodołą ogród. Na podwórzu stajnia, chlewik i kurnik. Po przeciwnej stronie szopy na węgiel i drzewo dla lokatorów. Stoi też drewniana budka, ubikacja. I taki zapach dzieciństwa pamiętam. Świeże siano, zapach nagrzanej od słońca stodoły...W budynku na początku nie było wody ani łazienek. Wodę nosiło się z pompy na podwórzu a jak zamarzła zimą, to po drugiej stronie ulicy była tak zwana pompa wiejska.
Właściciel budynku był rzeźnikiem. Obok chlewu było pomieszczenie do ubijania świń czy krów.
Dla dzieci to podwórko było istnym rajem. Zawsze coś się działo. To koń biegał, to cielaczek wyszedł na obchód, albo też owce skubały trawkę pod stodołą. Tam , pod tą stodołą bawiliśmy się. Dzieci z kamienicy. Straszyliśmy kury, robiliśmy domki w opustoszałych szopach, czy też na kocu słuchaliśmy małego radia, siedząc na słońcu i wymyślając głupie zabawy.
Mam dziesięć lat, młodsza siostra siedem latek, no i właśnie urodziła się trzecia nasza siostrunia. mały pulchny dzidziuś. Mieszkamy na ostatnim piętrze, na zaadoptowanym strychu. Dwa pokoiki i kuchnia. Jeden pokój dla dzieci, drugi z telewizorem dla rodziców, no a kuchnia? W kuchni kręciło się życie. Zapachy unosiły się z tego miejsca niesamowite. Obiadki wymyślne bo jako dzieci niejadki, mama zawsze kombinowała coś, co chętnie zjemy. W kuchni rysowało się, odrabiało lekcje, czytało książki. Zawsze przy kuchennym stole. Czasami jak mamusia odrywała się od garnków, prasowania czy sprzątania, siadała z nami i rozmawiałyśmy.
U mamy nigdy ręce nie leżały bezczynnie, zawsze z robótką. Szyła nam ciuszki, sukienki, fartuszki albo na drutach spódniczki i sweterki. Nigdy nie nadążałam za modą, jaka panowała w szkole.Najczęściej nosiłyśmy to co mama własnymi rękami stworzyła, chociaż nie tlko. Teraz to doceniam ale przedtem było mi trochę żal, że koleżanki coś tam mają a ja nie.
Przy stole też toczyły się opowieści. Z naszej strony było to wszystko, co dla nas wazne. To co w szkole się działo, to , że koleżanka jakaś paskudna była albo też, że nauczyciel okropnie niesprawiedliwy. Wszystko co mielimy w głowach, szło do mamy.
Chyba dzisiaj to procentuje w naszych charakterach. Wiemy co jest najważniejsze, mam taką nadzieję :) Kazania, odpowiednie rozwiązanie spraw, pouczenia i dyskusje prowadzące do rozwiązania naszych małych problemów, uczyło nas jaki powinien być człowiek.
Uczyliśmy się dzieki temu co jest dobre, co złe, że trzeba wybaczać i , że nie ma gorszych czy lepszych ludzi. O sprawiedliwości, o niegodziwości , złych zachowaniach....
Młodsza siostra czasami mnie drażniła. Mama mówi - możesz iść do koleżanki ale weź X ze sobą. Co zrobić, chciałam iść ale koleżanki niespecjalnie lubiły , gdy z taką małolatą przychodziłam.
Ze złości przyspieszałam kroku a X już zaczynała buczeć - powiem mamie, ze mi uciekasz!
Potem zaczynałam mądrzeć, oczywiście nie we wszystkim :) Siostra już mi nie przeszkadzała, dorastałyśmy, a do tego jak by mnie ktoś zaczepił to potrafiła wbić mu zęby w rękę w mojej obronie .
Byłyśmy starsze ale zaczynała dorastać trzecia siostra, którą na zmianę woziłyśmy w wózku. Czasami trzeba było zrezygnować z pójścia do koleżanki :) Potem Mała trochę za nami znowu chodziła wszędzie. Przeszkadzała gdzie się dało . Nagrywałyśmy sobie piosenki czy kawały na magnetofon, to zaczynała sama głośno śpiewać, żeby ją było bardziej słychać niż nas :) Mała zadziora :)
Na trzeciej siostrze zaczynałam się uczyć, jak obchodzić się z dzieckiem. Jak przewijać, jak mleko zrobić..
Gdy przeprowadziliśmy się piętro niżej, do większego mieszkania, po kolei urodziła się 2 następnego rodzeństwa.
Trzecia siostra już większa ale my jeszcze więksi. Pomagałyśmy mamie jak umiałyśmy. Mimo wszystko, większość spacerów z nowym rodzeństwem spadła na trzecią siostrę.
Jako , że starsze juz, więcej nauki było w szkole , to i z dziećmi nie zawsze było można wyjść.
Najmłodsza była juz bardziej moja, ostatnia siostra i przy okazji moja chrześniaczka :) Skończyłam liceum i czeladnika robiłam gdy ostatnia drobinka się urodziła. Jako najstarsza, miałam szansę zobaczyć i nauczyć sie jak to jest mieć dziecko w domu. Nauczyłyśmy się kąpać niemowlęta, karmić, jak składać pieluszki, prasować , czy jakie piosenki śpiewać by szybko zasypiały.
Mimo wszystko, to co robiłyśmy, to kropla w morzu. Pralka "Frania"chodziła bardzo często :)Tata rano wstawał, szedł do sklepu po bułki i mleko. Jak byłyśmy w liceum bo prędzej chodziłyśmy same. Do liceum trzeba było autobusem ruszać w inne miasto i szybko wybywałyśmy z domu.
Potem do pracy szła mama. Ok, godzinę po niej, do pracy szedł tato. Dzieci do przedszkola, starsze do szkoły. A po południu nadganianie po obiedzie wszystkich czynności, które w domu trzeba zrobić. A gdy wieczorem kładliśmy się spać, mama do nocy szyła dla dzieci ubrania.
Tato też sporo pomagał. I jak tak wstecz patrzę, Zawsze byliśmy razem. Zawsze było można zwrócić się z problemem do rodziców, siostry czy brata.
Dzisiaj rodzice już na emeryturze. Dzisiaj czasami czuję się za nich odpowiedzialna, to znaczy czuwam. Czuję też więź z rodzeństwem, silną więź i też odpowiedzialność. Lubię wiedzieć co tam u nich się dzieje.. Trochę czuję się jak mama całej gromadki, powiedzmy, że razem z drugą siostrą bo najstarsze jesteśmy:).
Zebrało mi się dzisiaj na wspomnienia :)
Czwarta siostra akurat leży w szpitalu, lada chwila urodzi swoje pierwsze dziecko. Siedzę pod telefonem i czekam na wieści :))
No i trzymam kciuki by wszystko dobrze poszło :)
Dreszka
och, ale miło się czyta takie wspomnienia.. Aż przypominają mi się swoje :)
OdpowiedzUsuńBo dzieciństwo, to taki najpiękniejszy okres, jak tu z nostalgią nie wspominać go :)
UsuńWspaniałe wspomnienia. Też mam młodszą Siostrę , gdy była mała to też wszędzie za mną chodziła i zawsze musiałam być za nią odpowiedzialna. Często się na nią złościłam bo psociła. Teraz kiedy jesteśmy dorosłe bardzo się doceniamy i pomagamy nawzajem. To prawda ,że ciepło dla innych wynosi się z własnego domu rodzinnego.
OdpowiedzUsuńTe nasze siostry, w dzieciństwie trochę upierdliwe, w późniejszym czasie są najlepszymi przyjaciel ami :)))
UsuńPoryczałam się! buczę i buczę ! Ale właściwie nie wiem, czy dlatego , że tak sobie czytam i wspominam, czy dlatego, że te czasy dobrze pamiętam i dobrze wspominam. Czasem człowiek chce, żeby wróciły ! Znów chce być tą trzecią siostrą!!! Może dacie mi więcej pośpiewać do tego wielkiego magnetofonuuuu...! ;) Fajnie było co? Dalej jestem tą "trzecią" ale jest Nas fajna gromada i cieszę się, że potrafimy razem gadać, milczeć i przeżywać lepsze i gorsze chwile !
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą , to ten Szymuś Troszkę uparty... Jak myslisz, długo jeszcze będziemy czekać aż przyjdzie na świat? ....I zwalą sie wszystkie ciociunie i wujkowie...;))))
Dorka, dalej jesteś trzecią siostrą i będziesz do końca. Moją pierwszą, przy której uczyłam się jak zrobić kaszkę dla niemowlaka :) Tą zaczepialską i wkurzającą, która mi plakaty i zdjęcia z Travoltą podarła, a taka byłam w nim zakochana jako nastoletnia siksa :)) Pamiętasz jak dostałam wielki opiernicz gdy lampę stłukłaś , a miałam cię pilnować. niestety nie udało się . Rzuciłaś piłką w domu prosto w lampę. Zobacz jakie dziwne momenty się pamięta. :)
UsuńA Szymuś? hmm..
Teraz już rano. bo spać nie mogę. Nie wiem, moze juz jest maleństwo na świecie. czekamy dalej na wieści:)
tez bym chciala tyle siostr mieć:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wspomnienia z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńwspomnienia napędzają rzeczywistość
OdpowiedzUsuńKochana Szysiu, tak pięknie się Ciebie czyta... Jesteś jednym, wielkim, bjącym źródłem ciepła.
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać Twoją książkę...
Dziękuję :)
Usuń