Wyruszyliśmy o 9 rano. Pogoda w sam raz , nie za ciepło i nie za zimno. Cztery samochody , w każdym 5 osób, licząc małego , 3 letniego szkraba.
Zajechaliśmy w okolice Małe Swornegacie. Tam już skręt do Parku na niewielki parking. Wszyscy wysypali się z samochodów. Na mapce to ta czerwona kropka w połowie po lewej stronie zdjęcia.
Maszerowaliśmy kilka kilometrów ścieżką , wyznaczoną trasą dla turystów. Spokojnym , miarowym krokiem, rozmawiając i podziwiając okolice. Pięknie zielono, z szumem drzew w tle , świergotem ptaszków i wszędobylskim, cudownym zapachem lasu.
Dodam, że ze ścieżek nie wolno schodzić. wszystko powinno zostać w nienaruszonym stanie, chociaż wolno zbierać jagody i grzyby.
Dla osób mieszkających w pobliskich gminach, wejście na teren Parku jest darmowe..
Dla przyjezdnych z innych stron, bilet kosztuje 3 zł od osoby, dzieci 1,50 zł.
Dotarliśmy wreszcie do tego cudownego pomnika przyrody. Dąb Bartuś.
w pobliżu można było usiąść, były ławeczki, stół i zadaszenie. Przerwa na popicie wody i odsapnięcie.
Po małym odpoczynku, ruszyliśmy drewnianą kładką wokół jeziora "Kacze oko"
Trzeba było uważać bo teren podmokły, grząski i można by czasami zapaść się, ewentualnie buty zgubić :)
O proszę, kiwamy sobie, pozdrawiamy :) Mamuś i Tatuś na pierwszym planie . W sumie siostra nazwała ten dzień - "Dniem ojców" Wszak nie tylko jeden tato maszerował ale było nas więcej. Trzech panów uciekło rybki łowić. Ale udało się ich chwycić aparatem. :)
My maszerowaliśmy dalej...
Podziwiając przyrodę. Jedna z sióstr mówi o naszych uciekinierach - nie wiedzą ile tracą siedząc z tymi kijami :)
A inna na to - moze oni myślą podobnie, nie wiedzą ile tracą łażąc, zamiast rybki łowić. :)
No właśnie, zależy co kogo bardziej rajcuje :)
A tutaj podobno dzięcioł z czerwonym kapeluszem. Ja nie zauważyłam, zdążył śmignąć, :)
Jaszczurka, malutka ale wszyscy przystanęli i oglądali.
Przy brzegu, wszyscy rzucili się fotografować kwiatki. Trzeba było jedną nogą zejść ze ścieżki ale było tam bardziej stabilnie, udało się nie zapaść w grząski teren.
Powoli wracamy do miejsca z ławeczkami na mały posiłek.
Jedzenie na widnokręgu. Każdy chyba już odrobinę umęczony :)
Te wielkie choinki wszystkich oczarowały. Wielkie, majestatyczne i piękne .
W pobliżu mostek, trochę już umęczony czasem a pod nim strumyk.
Tak przesiedzieliśmy jeszcze ze dwie godziny, potem powrót ale najpierw trzeba było zwołać panów z wędkami.
W sumie chyba ok 6 godzin przesiedzieliśmy wśród zieleni. Najedzenie, nachodzeni, aż ciężko było ruszyć się i zmobilizować do marszu w stronę samochodów.
To był naprawdę cudowny dzień. :)
........................................................................................................................................................
Chcesz, żeby powstał las,
zagrzebuj w wilgotnej ziemi żołędzie,
zamiast odlewać z brązu dęby.
........................................................
W podwieczornej godzinie, gdy milknie powoli
gwar targowania się o cenę jedwabiu, suszonych fig i mąki,
zapytaj , jaką sumę jesteś gotowy zapłacić
za twój miniony dzień.
Achim Hermeth
.......................................................................................................................................................
wspaniała wyprawa wspaniałej rodzinki :)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa :)
OdpowiedzUsuńMiałam się kiedyś tam wybrać ze szkoła, ale nie wyszło :/
OdpowiedzUsuńByło naprawdę wspaniale co chwilę przeglądam zdjęcia i wspominam tamte chwile .Takie wypady rodzinne scalają rodzinę i zawsze jest co wspominać:))
OdpowiedzUsuńSuper wyglądamy na tej kładce gęsiego :D heheh i oczywiście ja z babcią i dziadkiem pogwałciliśmy prawo i zeszliśmy ze ścieżki żeby zrobić słit zdjęcie :D hehehhe Świetny dzień :)
OdpowiedzUsuńFajny spacer, super wyprawa. Aż zazdroszczę, dawno tak nie chodziłam.
OdpowiedzUsuńByłam i znam te ścieżki :)
OdpowiedzUsuń