Nie potrafię się skupić gdy tyle dźwięków dookoła. zaraz myśli gdzieś uciekają.
Lawenda w tym roku pięknie zakwitła. Tyle kwiatków było, że mogłam spokojnie rodzinę obdarować suszonymi bukietami.
Pachnące, ususzone kwiatki wkładam przeważnie w damskie skarpetki. W tym roku chciałam, żeby to zgrabniej wyglądało i usiadłam do maszyny. Nie obyło się bez pomocy córci, szycie to nie jest akurat to, co lubię robić. Brak zdolności w rękach, cierpliwości i czego tam jeszcze, nie wiem :)
Znalazłam starą pościel, w każdym razie nie używałam bo nie te rozmiary, jakie powinny być i Uszyłam woreczki. Z rozpędu zaraz , z tego samego materiału zrobiłam okrągły obrus na balkonowy stół.
Doszłam do jednego, koła nie potrafię zeszyć bo strasznie mi się marszczyło. Raczej zostanę już przy prostych kawałkach .
W każdym razie, taka byłam dumna, że przez kilka dni , napełnione woreczki leżały w pokoju, żebym mogła na nie spoglądać. Do tego, za każdym razem z szerokim uśmiechem i zadowoleniem, że sama zrobiłam .
Kobietki , które potrafią szyć pewnie się uśmiechną pod nosem, ale dla mnie to naprawdę wielka rzecz. Taki pierwszy, niepewny krok ku nowemu doświadczeniu.
Wiecie co, żeby nie mój blog, który jest taką małą odskocznią od codzienności, żeby nie inne blogi, które przeglądam i znajduję ciekawe rzeczy, czy to ręcznie robione, czy to nowe, nieznane mi potrawy i inne cudowności, nigdy pewnie nie próbowałabym zrobić czegoś nowego.
Za to Wam dziękuję, inspirujecie mnie :)
I niech tam sobie wychodzi nieudolnie, to z czasem będzie lepiej. Mam taką nadzieję.
Sliwek w tym roku też wysyp, aż gałęzie się uginały ku ziemi.
Wszystko już w słoiczkach. Oprócz kompotu zrobiłam też kilka małych słoików ze śliwkami w syropie. Brzoskwinie też poszły na konfitury.
Kilka dni temu nastawiłam nalewkę z żurawiny. Przyda się w zimowe wieczory.
W wolnych chwilach siadam z książką w fotelu albo z robótką. Dni wypełnione do samego wieczora. Ale to dobrze, czas ucieka. Zycie jest takie krótkie, trzeba je wypełnić na ile to możliwe.
Konfitura brzoskwiniowa jest pyszna:)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł z tymi woreczkami na lawendę;)
Pierwszy raz konfiturę z brzoskwiń robiłam, i faktycznie bardzo dobra :)
UsuńW Chorwacji wszystko pachniało lawendą. I wszędzie wisiały, leżały woreczki...Jestem ciekawa tej naleweczki z żurawiny;-)
OdpowiedzUsuńPodobno Chorwacja jest piękna :) Nalewki z żurawiny też jestem ciekawa:)
UsuńUwielbiam lawendę. A do robienia konfitur, dżemów itp niestety nie mam zdolności. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Będzie mi miło jeśli weźmiesz udział w zabawie: http://www.wmalymwariatkowie.pl/2015/09/liebster-blog-award-setny-wpis-na-blogu.html
Nie zazdraszczaj , ja nie mam zdolności do innych rzeczy. Widać tak musi być :)
UsuńPod wieczór zajrzę do Ciebie, i wezmę udział w zabawie . Dziękuję :)
Ojaa, jakie śliczne zdjęcia, uwiecznione na nich otoczenie - no i woreczki <3
OdpowiedzUsuńKonfitury mi się teraz zachciało, no.
Przyznam, że śliwka też miała być konfiturą ale jakoś nie zgęstniała, a niby tak samo robione. No to nazywa się teraz syrop :))
UsuńSyrop, konfitura - owocowe, jedno i drugie pyszne :D
UsuńPiękne te woreczki a jak pachną!
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie pomyślała, że lawenda w takim małym woreczku ma skondensowany taki aromat! :D
Ano pięknie pachnie :))
Usuńzglodnialam!
OdpowiedzUsuńPachnąco i smacznie :) Żałuję, że nie mam lawendy w ogródku...
OdpowiedzUsuńPiękne woreczki i zazdroszczę tego zapachu :) a poza tym nie ma nic lepszego niż domowe konfiturki :)
OdpowiedzUsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń