Usiadłam w końcu . Wieczór już, ciemno.
Na początku był mąż. Potem dwoje dzieci pojawiło się w rodzinie.
A teraz doszedł pies, całkiem spory, taki mały cielaczek. Doszedł też kotek, znajda. I w zasadzie doszły 3 chomiki, do których zaglądam bo syn w pracy przesiaduje, a jak wolne ma , to.
czasami zapomina.
Postawiłam sobie piwko , sączę powoli. Zgrzana trochę jestem bo szalałam w kuchni. Fugi dzisiaj robione były i potem trzeba było trochę sprzątać. Tam trochę, całkiem sporo, nagimnastykowałam się :)
I niby zawodowo nie pracuję, niby powinnam już spokojnie usiąść i skarpety dziergać..
No nie, i tak dziergam w wolnych chwilach.
Doszło do tego, że wieczorami odliczam.
- Pies dostał jeść? - Dostał.
- Czy kot już do domu wpuszczony?- Wpuszczony. Za chwilę do piwnicy trzeba będzie go zamknąć.
Tylko nie zapomnieć zamknąć drzwi do pomieszczenia z chomikami, bo kocisko potrafi nad nimi sterczeć cierpliwie, a nuż , który chomik się wydostanie i będzie zakąska .
A jak nie, to szturcha łapką w klatkę.
Wszystko gra.
Zwierzęta nakarmione.
Jeszcze jedno podłożenie do pieca, zimno już. Trzeba ogień dłużej przytrzymać.
Ile schodów pokonuję dziennie? Chyba pokuszę się kiedyś i policzę:)
Do południa , do mamy leciałam. Siostra kremy zostawiła, trzeba było odebrać. Kawa ciacho i potem na zakupy.
Urodziny co tydzień w tym miesiącu. Czasami i w sobotę , i w niedzielę.
W sobotę na chrzcinach u siostry byłam, sporo ludzi, tyle rozmów, opowieści, piękna uroczystość.
Tort upiekłam. pierwszy raz w tym kształcie ale wyszedł smaczny. Waniliowo- czekoladowy.
Ze strojeniem kłopot był bo marcepan nieciekawie wygląda na torcie. Jak już rozwałkowałam i obłożyłam, okazało się, ze tort wygląda , jak kartonowe pudełko.
Szary i nijaki.
Wydrapałam resztki kremu waniliowego i jakoś pokryłam górę tortu.
Nie było źle ale strojenie chciałam inne zrobić.
W każdym razie , marcepan odpada. Na następny raz, będę omijać wielkim łukiem. Lepsza pewnie by była masa cukrowa.
No nic. W sobotę następne urodziny. Potem w niedzielę, dalej następne urodziny. Potem w połowie grudnia syn ma urodziny. W drugiej połowie brat ma urodziny.
Niebawem siostra najmłodsza urodzi i będzie następny grudniowy maluszek :)
Jeszcze 2 chrześniaków pod koniec grudnia... jeszcze rocznica ślubu , nasza i rodziców..
Zapomniałam o mikołajkach.
Prezenty pod choinkę też trzeba.
Chodzę na kawkę, chodzą do mnie, jest dobrze, lubię taki ruch i odwiedziny. Chyba to lubię najbardziej :)
Nie nadążam.
Gdzie ten spokój na stare lata ? :)))))
A może tak jest lepiej?
Łapię się na tym, że czasami po 2 schody przeskakuję biegając po domu. Żeby szybciej.
Jeśli tyle biegam, dlaczego tyłek tak rośnie, no i brzuszek?
Za dużo pytań :)
I tak nie potrafię odpowiedzieć.
Ostatnio brak czasu na książkę.
Paznokcie miałam dzisiaj zrobić, zabrakło czasu.
Chyba przesadzam, czas by się znalazł. Może nie dzisiaj ale w inne dni. Tylko, że w inne dni , nadganiam, czego nie zrobiłam gdy miałam chwilkę.
Chciałam w końcu usiąść, przy kawce i komputerze, zobaczyć, co tam u ludzi słychać..
Wyłączyli nagle prąd na kilka godzin.
Podejrzewam, że to nagle nie było.
W mieście byłam , trzeba było spojrzeć i poczytać. Słupy ogłoszeniowe są wielkie.
Tylko czy miałam czas przystanąć i złapać oddech przy słupie?
Nie przyszło mi do głowy, żeby czytać. W końcu za prezentem szukałam.
I tak dzień mija. Jutro się poprawię. Rachunki jeszcze zapiszę, które zapłacone. Dzisiaj jeden można odhaczyć. Aaa... jutro jeszcze ubezpieczenie za samochód.
Też zapiszę. Może na lodówkę przykleić, żeby nie zapomnieć.
Przydałoby się resztę liści w ogrodzie zagrabić.
Czy ja jestem taka powolna, czy też czas się kurczy.
Może jeden dzień w łóżku przeleżeć i nie zajmować sie niczym.
Odsapnę. Nie myśleć przez chwilę.
Zapomniałam, jeszcze kwiatki muszę podlać w mieszkaniu..
Jutro, już mi się dzisiaj nie chce.
Za chwilę mąż z pracy przyjedzie. Kolacja, taka późna kolacja. Chwilę pogadamy i do łóżka.
W ciszy, w ciemności leżę z otwartymi oczami.
Spać miałam. A mija czasami godzina, dwie, zanim zasnę.
W myślach już układam , co jutro... zaraz święta.