
A było to tak. W niedzielę mieliśmy iść do mamusi na imieniny. Każdy miał coś zrobić , zeby było jej lżej.
Zapomniałam w ząb , piec zastrajkował, trzeba było się nim zająć, w domu sporo do ogarnięcia bo mąż zjechał i pralka chodziła kilka razy. Do tego zamieszanie jakieś bo mi się wszyscy pod nogami kręcili, łącznie z kotem. Kongo dosłownie. No i wyleciało z głowy, że każdy miał coś przynieść.
Po...